Trey Anderson jest jednym z najpopularniejszych uczniów w Corden Collage. Pomimo tego swoje popołudnia spędza w Krainie Czarów, czyli małej księgarni należącej od pokoleń do jego rodziny. Ariel Spencer jest utalentowaną artystką. Ma czerwone włosy i niechlujny, wiecznie pobrudzony farbami ubiór. Nastolatka marzy o dostaniu się do Artists Studio, ale martwi ją wysokie wpisowe, które przekracza możliwości jej rodziny. Ariel wie, że musi znaleźć pracę. Trey, chociaż nie przepada za Ariel, widzi, że ma ona dar do sprzedaży książek. A każda sprzedana książka w księgarni jest na wagę złota, dlatego oboje łączą siły by sprzedać ich jak najwięcej. W końcu chodzi o uratowanie księgarni przed zamknięciem…. Po ostatnim świątecznym niewypale zagranicznej autorki, który niedawno przeczytałam, do tej książki podeszłam z dość sporą rezerwą. I z początku nie mogłam się w nią wgryźć… Przez to bałam się, że jej czytanie będzie mi szło jak po grudzie… A jednak wkrótce się to zmieniło. Z każdą kolejną stroną książka stawała się coraz ciekawsza i nawet nie spostrzegłam się, kiedy mnie kompletnie wciągnęła. Niby niniejszą lekturę można uznać za typową młodzieżówkę, ale powinna spodobać się też czytelnikom, którzy już dawno nie są młodzieżą. Miłość w Krainie Czarów na pierwszy rzut oka to typowa zimowo-świąteczna lektura. Lekka, przyjemna ze sporą dawką przedświątecznej magii, wprost idealna na zimowe wieczory. Jednak, kiedy się w nią wgryziemy dostrzeżemy, że nie jest to historia o błahych problemach współczesnych nastolatków. Niniejsza lektura opowiada o prawdziwej przyjaźni i miłości, pokazuje o co warto walczyć i co jest w życiu najważniejsze... Zarówno Ariel jak i Trey musieli zmierzyć się z problemami, które mogłyby przytłoczyć niejednego dorosłego. Żadne z nich nie poddało się… Owszem. Popełniali błędy jak każdy, ale potrafili wyciągać z nich wnioski. Czasami upadali, ale podnosili się i starali się walczyć o swoje. Ariel i Trey to dwójka młodych ludzi, których nie dało się polubić i nie dało się im nie kibicować w spełnianiu marzeń. Nie dało się nie polubić ich historii. Nie dało się nie polubić pióra autorki. Właściwie Miłość w Krainie Czarów miała tylko jeden minus. Irytowało mnie nieustanne podkreślanie koloru skóry bohaterów, których poznaliśmy a szczególnie właścicieli księgarni. Tak jakby kolor skóry definiował człowieka…. Sama książka w moim przekonaniu zasługuje na uwagę czytelników, którzy szukają idealnej historii na jesienno-zimowe wieczory.

Miłość w Krainie Czarów to opowieść świąteczna, w której bardzo mocno można odczuć świąteczny klimat. Gości w niej poczucie miłości, troski, bezinteresowności oraz cudownie ukazuje siłę rodzinnych więzi. Myślę, że książka ta idealnie wpasuje się w obecne preferencje młodych czytelników YA. Jednakże nie wyklucza to również innych grup wiekowych, ponieważ książka jest lekka i przyjemna. Mimo, iż książka ta totalnie odbiega od moich dotychczasowych wyborów, jej opis bardzo mnie zaintrygował. Osobiście książka mi się podobała i myślę, że jest to idealna pozycja na jesienne wieczory. Po więcej zapraszam na mojego instagrama: zaczytana_mlodamama

Trudno o bardziej świąteczną lekturę , pełną cudów, miłości i.. Książek. Motyw upadającej księgarni, szkolnej gwiazdy i wyróżniającej się z tłumu młodej malarki to strzał w dziesiątkę. Wspaniale czyta się o pokonywaniu wszelkich przeciwności losu, odkrywaniu własnej wartości i o zwykłej ludzkiej bezinteresownej pomocy. Autorka zadbała nie tylko o charakterystyczne pierwszoplanowe postaci, ale również o niebanalnych drugoplanowych bohaterów. Ich przyjaciele zostali przedstawieni jako osoby o złotych sercach - pomysłowi, bezinteresowni, zawsze trzymający ich stronę. Takie wsparcie i sama obecność takich ludzi jest bezcenna. Książka jest cudowną przedświąteczną iskierką i z pewnością do niej wrócę. Fabuła łapie za serce i pociąga za wszystkie emocjonalne struny tak, że nie sposób nie uronić przy niej kilku łez. Pozycja warta uwagi i poświęconego czasu. Polecam.

Jest to historia, której akcja rozpoczyna się na kilka tygodni przed świętami Bożego Narodzenia i trwa aż do świąt. Jej bohaterami jest dwoje młodych ludzi, których połączył wspólny cel. Ariel potrzebowała pracy aby zarobić na czesne do wymarzonej szkoły, Trey z kolei za wszelką cenę chciał uratować upadającą rodzinną księgarnię. Kiedy dziewczyna zjawiła się w niej pytając o pracę ojciec chłopaka uległ wypadkowi i chociaż brakowało środków właściciele postanowili zatrudnić ją chociaż na czas jego rekonwalescencji. Ariel szybko dowiedziała się o ciężkiej sytuacji finansowej księgarni z czego wynikał fakt, iż Trey początkowo nie był zbyt zadowolony z jej zatrudnienia, ale ostatecznie okazało się to być strzałem w dziesiątkę. Młodzi ludzie z głowami pełnymi pomysłów postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zawalczyć o przetrwanie rodzinnego interesu. Nie wszystkie ich pomysły kończyły się sukcesem. Porażkami jednak nie zamierzali się przejmować. Czasu było zbyt mało, a wizja bankructwa nie pozwalała się poddawać. Młodzi ludzie walczyli jak się szybko okazało nie tylko z czasem, ale też z uczuciami, które powoli rodziły się w ich sercach. Czy pomimo spięć uda im się osiągnąć upragniony cel i wydarzy się cud, który pozwoli przetrwać rodzinnej księgarni? Jak wielu ludzi będzie miało w tym swój udział i jak zakończy się ta cudowna świąteczna historia dowiecie się oczywiście sięgając po lekturę. ;) "Miłość w Krainie Czarów" to lektura skierowana w głównej mierze dla młodego czytelnika bo i główni bohaterowie dopiero co wkraczają w dorosłość i mierzą z typowymi dla tego wieku rozterkami. W tym przypadku dodatkowo biorą na swoje barki nie tylko swoje problemy, ale też problemy najbliższych. Wizja bankructwa i utrata księgarni to dla rodziny Treya tragedia. Tylko czy dwoje młodych ludzi, pomimo zapału i uporu zdoła ją ocalić? Na szczęście zadania tego podjęła się wyjątkowa dwójka. Ich charyzma, pasja i talenty niewątpliwie będą miały w tym swój udział... Sympatyczni bohaterowie, cudowny klimat starej rodzinnej księgarni i świąteczna sceneria sprawiają, że książka okazała się być wyjątkowo przyjemna w odbiorze. Lekki i przyjemny styl autorki oraz ciekawa fabuła dodatkowo zachęcają do lektury. Jeżeli poszukujecie typowo świątecznych historii naprawdę trudno o bardziej przepełnioną magią świąt opowieść. Jest to historia o ludziach, łączącej ich więzi, wzajemnym i zupełnie bezinteresownym wsparciu i małych bożonarodzeniowym cudzie, o którym nikt nawet nie śmiał marzyć. Szczerze polecam. ;)

Ariel i Trey znają się ze szkoły. Ona dawno temu podkochiwała się w nim. On bez konkretnego powodu nie przepada za nią. Prowadzona od pokoleń przez rodzinę chłopaka księgarnia chyli się ku upadkowi. Ariel musi podreperować budżet, aby móc opłacić wymarzony kurs w szkole artystycznej. Dziewczyna trafia do księgarni Andersonów i przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności, zaczyna w niej pracować. Ariel i Trey wspólnie wprowadzają w życie plan ratowania rodzinnego biznesu. Mają czas do Bożego Narodzenia, aby postawić “Krainę Czarów” na nogi. Przy okazji odkrywają, że mogą na sobie polegać, a częste przebywanie w księgarni zaczyna ich do siebie zbliżać. Tylko co na to dziewczyna Treya? I czy księgarnia trafi w ręce bezwzględnego agenta nieruchomości? Jejciu, jejciu, jaka ta książka była przyjemna! Jak ją się dobrze czytało! Lekka, angażująca, wciągająca historia, której głównymi bohaterami jest para nastolatków i… księgarnia. Ten klimat zbliżających się świąt, zapachu książek, jarmarku bożonarodzeniowego — no cudo! “Miłość w Krainie Czarów” to miły otulacz, totalnie, na sto procent comfort book z motywem hate-love, który zachwyca swoją prostotą. Spodziewamy się, jakie będzie zakończenie, wiemy, że nic nas tu nie zaskoczy, ale brniemy w tę historię bez zatrzymywania się, chcemy ją chłonąć, chcemy wczuć się w jej magię, jej spektakularny happy end. Dawno nie czytałam takiej zwyczajnie uroczej książki o miłości, w której niepotrzebne są fizyczne zbliżenia między bohaterami, żebym czuła to iskrzenie, błyszczenie i motylki w brzuchu. Dodatkowo fakt zbliżającego się Bożego Narodzenia i przytulność starej księgarni sprawiają, że historia napisana przez Abiolę Bello jest totalnym must read wszystkich, którzy lubią motywy literatury w książkach i opowieści zimowo-świąteczne. To książka, która przepełniona jest magią świąt. Daje nadzieję na to, że bożonarodzeniowe cuda jednak mogą się wydarzyć. Opowiada o rodzinnych więzach, dbałości o podtrzymanie wielopokoleniowej tradycji, akceptacji, wsparciu, przyjaźni i w końcu — miłości. Otulająca jak gruby koc historia, w której nadzieja i obecność drugiego człowieka są jak ciepły termofor schowany pod tym kocykiem.

„Nie wiem, z czego to wynika — być może z faktu, że literatura jest nieustannie obecna w moim życiu — ale jestem niemal zaprogramowany na to, by na temat każdej książki mieć własne zdanie.” Historia ma dwóch bohaterów. Trey Anderson – przystojny i popularny nastolatek uczący się w Corden College, którego rodzice są właścicielami księgarni o nazwie Kraina Czarów. Ariel Spencer – artystyczna, kreatywna dusza o czerwonych włosach i niechlujnym, wiecznie pobrudzonym farbą stroju, która marzy o dostaniu się do Artists’ Studio. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a głowę bohaterki zaprzątają nie one, a wysokie wpisowe, które przekracza możliwości finansowe jej mamy. Ariel szuka pracy i za sprawą Trey’a trafia do księgarni, która ma kłopoty finansowe i ze względu na wypadek jego taty – kadrowe. Bohaterowie lądują razem za księgarską ladą. Czy uda im się zwalczyć wzajemną niechęć i uchronić Krainę Czarów przed zamknięciem? Mają dwa tygodnie, bo termin mija w wigilię… Szczerze, nie przepadam za romantycznymi historiami, a jednak ta mnie wciągnęła… a nawet mi się spodobała. Ukazuje ona jaka powinna być miłość – bezinteresowna, szczera i czasem – poświęceniem, aby tej drugiej osobie zrobić przyjemność, bo „mama uwielbia ten film, tato go nie znosi”. Zadaje nam ona pytanie „(…) czy związek nie polega między innymi na tym, żeby dzielić się z partnerem ważnymi rzeczami?” Oprócz miłości i przyjaźni pokazuje ona wiele innych ważnych spraw. Historia uświadamia, że człowiek kiedy zauważa, że na niego się spogląda potrafi natychmiast zamienić kwaśną minę w słodki uśmiech i przekazuje informację – „Najwyraźniej nie ja jeden udaję”, czyli jest wielu, którzy grają by być w centrum, nie zostać odrzuconym, czy zepchniętym na obrzeża grupy. Warto się zastanowić - czy ja gram i dlaczego to robię? I kompleksy oraz lęki, które były, są i będą… Opisana historia pokazuje, że dobrze jest się ich pozbyć, a przynajmniej spróbować nad nimi zapanować i z determinacją dążyć do celu. Przypomina o tym, że nastolatkiem jest się tylko raz, dlatego nie należy „zamykać się w swoim pokoju i malować.” A błędy popełnia każdy, ale dobrze jest wyciągać z nich wnioski i unikać w przyszłości oraz kierować się w życiu hierarchią wartości, na której szczycie jest rodzina. Ukazuje ona również temat choroby i odejścia (czyt. śmierci) osoby bliskiej i trudności pogodzenia się z tym faktem. Czas świąt dodatkowo tego nie ułatwia. Pióro autorki sprawiło, że z każdą kolejną, czytaną stroną historia stawała się coraz bardziej ciekawsza i nawet nie spostrzegłam się, kiedy dobiegła końca. Książka ta, to świetny pomysł na prezent pod choinkę, gdyż idealna jest na grudniowe, świąteczne wieczory. #współpracabarterowa z @wydawnictwoliterackie.

Kocham książki o tematyce świątecznej więc nie mogłam przejść obok tej obojętnie, tymbardziej patrząc na tę piękną okładkę. Ariel jest artystką, ma czerwone włosy i chodzi ciągle brudna od farby. Poszukując pracy trafia do Krainy Czarów gdzie przypadkiem dostaje szansę. Synem właścicieli jest popularny Trey, który jest raczej negatywnie nastawiony do nowej pracownicy. Kraina Czarów też ma problemy finansowe, czy uda im się uratować księgarnie? Czy Ariel i Trey się polubią? Powiem Wam, że to była urocza młodzieżówką z motywem hate-love i książkami w tle. Zaczyna się na siedemnaście dni przed świętem Bożego Narodzenia i trwa aż do Wigilii. Rozdziały są pisane z dwóch perspektyw więc możemy poznać Ariel oraz Treya i łatwiej będzie nam zrozumieć główne postacie oraz ich motywację do osiągnięcia celów, które sobie obiorą. Książka może się wydawać że skupia się głównie na ocaleniu księgarni ale to wszelkie relację rodzicielskie, przyjacielskie i miłosne robią tutaj niesamowitą robotę. Podoba mi się że autorka pokazała zdrowe rodzicielskie relację, że pokazała przyjaźń która ciągnie nas w górę a nie w dół. Pokazała również jak powinien wyglądać zdrowy związek pomiędzy ludźmi, taki gdzie starają się dwie osoby i interesują wzajemnie swoim życiem. Oprócz hate-love dostałam tutaj również instant love, ale powiem Wam że totalnie nie czułam żeby to była taka szybka akcja. Mam wrażenie że uczucie w tej książce rozwijało się powolnym tempem, mimo że tak nie było. Na początku każdego rozdziału dostajemy tytuł piosenki, jest to świateczna playlista i ja podczas czytania w tle miałam odpalone świąteczne hity. Książka wchodziła w zastraszającym tempie i jako że jestem nią zachwycona to kupujcie, warto.

Nic lepiej nie wprowadza w świąteczną atmosferę niż świąteczny romans! Rodzinna księgarnia Andersonów jest na skraju bankructwa. Konkurencja przejęła większość klientów dzięki znacznie niższym cenom i licznym promocjom a miejscowy developer czai się tuż za rogiem, by wykupić należący do nich budynek i zakończyć historię wielopokoleniowego biznesu. Trey, który do tej pory nie doceniał tego miejsca zaczyna rozumieć, jak wiele może stracić jego rodzina i nie zamierza stać bezczynnie. Ariel od dziecka marzyła o prestiżowej uczelni artystycznej, w której uczył się jej tata. Choć jego już nie ma, marzenie pozostało. Dziewczyna musi znaleźć pracę by być w stanie pokryć ogromne czesne i zrobi wszystko co w jej mocy, by osiągnąć swój cel. Połączy ich Kraina czarów. Okej. Co my tu mamy? Miłość w Krainie Czarów co nie trudno zgadnąć to nastoletni romans hate-love z książkami i sztuką w tle, osadzony w scenerii Londynu. Dwoje młodych ludzi walczy o swoje marzenia wspierając się w dążeniu do celu i choć początki mają niełatwe z dnia na dzień dogadują się coraz lepiej. Muszę jednak przyznać, że choć czytało mi się bardzo przyjemnie, ponieważ to książka z kategorii „lekka, łatwa i przyjemna” to jednak jest to powieść niezwykle szablonowa. Chyba liczyłam na coś więcej i dlatego jestem trochę rozczarowana. Główni bohaterowie wpisują się idealnie w gusta współczesnych czytelników – on jest przystojny ale inteligentny, czuły i dobry ale nieco wstydliwy, ona – niezwykle utalentowana z zaniżoną samooceną, ale nim dotrzemy do końca książki pokocha samą siebie i zrozumie swoją wartość. Widzicie o czym mówię? Niestety zaczynając czytać miałam również wrażenie, że książka nieco trąci rasizmem, akcja toczy się w dość hermetycznym środowisku czarnoskórych mieszkańców Londynu i w pewnym momencie naprawdę mentalnie spodziewałam się wywieszki „białym wstęp wzbroniony”. Na szczęście z czasem to się nieco wygładza i autorka płynnie przechodzi do #blacklivesmatter, które to hasło przyświeca całej powieści i zostaje zaprzęgnięte przez głównych bohaterów do promowania „czarnego biznesu”* i zyskania odpowiedniego rozgłosu w mediach. Nie będę ukrywać, że według mnie książka trochę promuje niewłaściwe wzorce zachowań. Źle zarządzana, nierentowna księgarnia, do której prowadzenia najwyraźniej żaden z członków rodziny nie ma ani talentu ani serca jest reanimowanym trupem. Z opisów wynika, że już dawno powinna była upaść, jednak Andersonowie ciągają ją za sobą niczym zwłoki na sznurku, które nagle uzdrowić ma zbiórka na gofundme. Czy to szczytny cel? Nie mam nic przeciwko zbiórkom pieniędzy na osoby, którym życie się wywróciło do góry nogami, ale trochę dziwi mnie ogólnonarodowa zbiórka na rzecz złych decyzji finansowych i kiepskiego zarządzania sklepem. Pieniądze, które uzbierają mają pokryć bieżące wydatki i zaległe rachunki, a co potem? Kiedy opadnie medialny szum i focia pod sławną księgarnią przestanie być modna w social mediach, a tłumy przestaną walić drzwiami i oknami, żeby podziwiać Treya lub mural namalowany przez Ariel, kto wtedy będzie opłacał im czynsz? Oczywiście możemy się spierać, każdy interpretować może tekst powieści inaczej i jest to moje całkowicie subiektywne spojrzenie na ten temat. Finalnie daję 6/10, jeśli nie zagłębiać się w motywację i moralność zachowań bohaterów Miłości w Krainie Czarów to mamy tu lekki i przyjemny nastoletni romans w otoczeniu książek i magii Bożego Narodzenia. Proste czytadło, które przypomni o magii świąt i zapewni przyjemny wieczór z książką. *Czarny biznes to określenie z książki nie przejaw rasizmu Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu #współpracarecenzencka #współpracareklamowa #współpracabarterowa

Tytułowa Kraina Czarów nie jest fantastyczną przestrzenią, ale całkowicie realnym miejscem. To niewielka, rodzinna księgarnia, która staje przed widmem bankructwa i właśnie wokół tego wątku toczy się historia powieści Abioli Bello. Mam nadzieję, że jako miłośnicy książek, już z tego powodu czujecie się zachęceni do poznania tej wyjątkowej świątecznej opowieści! Od razu nadmienię, że głównymi bohaterami są bardzo młodzi ludzie, ale w tle poznajemy również ich rodziny. To grono mieszkańców Londynu, różniące się między sobą statusem materialnym czy rodzajem wykonywanej pracy. Koncentrujemy się jednak głównie na właścicielach prywatnej księgarni Kraina Czarów, którzy prowadzą ją od kilku pokoleń. Bohaterowie próbują ratować swój biznes, wykorzystując do tego przede wszystkim współczesne media społecznościowe. Pojawia się też kilka innych, ciekawych metod promocji i reklamy, a wkrótce także i tytułowa miłość. Nie brak imprez, szkolnych intryg oraz świątecznej playlisty, więc poznacie przy okazji sporo muzycznych tytułów do przesłuchania w zimowe dni. ;)

❄️ 𝐫𝐚𝐭𝐢𝐧𝐠: 𝟑.𝟕𝟓/𝟓⭐️ ❄️ Myślę, że książkary i książkoholicy nie znajdą lepszej pozycji na święta, w której główni bohaterowie próbują ratować rodzinny biznes — księgarnię Krainę Czarów. 𝐂𝐳𝐲 𝐰𝐢𝐠𝐢𝐥𝐢𝐣𝐧𝐲 𝐜𝐮𝐝 𝐮𝐫𝐚𝐭𝐮𝐣𝐞 𝐊𝐫𝐚𝐢𝐧𝐞̨ 𝐂𝐳𝐚𝐫𝐨́𝐰? ❄️ Rodzina Treya dostaje ultimatum — do wigilii muszą zebrać ogromną kwotę pięćdziesięciu tysięcy, by odkopać się z długów i zapewnić księgarni dalszy byt albo będą zmuszeni sprzedać lokal bardzo natrętnemu agentowi nieruchomości. Rozpoczyna się więc pełna wzlotów i upadków akcja, do której wkracza także czerwonowłosa artystka Ariel. Żeby zdobyć stypendium na wymarzonej uczelni, musi zaistnieć swoimi pracami w społeczności, a i dodatkowe pieniądze się przydadzą — dorywcza posada w Krainie Czarów spada jej z nieba (dosłownie i w przenośni, bo załapuje się na wolny wakat przez upadek swojego szefa z drabiny). ❄️ Pełna ciepła i komfortu młodzieżówka (również dla młodszych czytelników), która na pewno wprawi was już teraz w świąteczny nastrój. Świetnie wykreowani bohaterowie, którzy jednoczą się w słusznej sprawie, nawet jeśli z początku za sobą nie przepadają. Autorce idealnie udało się zamknąć magię w stronach i pokazać, co tak naprawdę liczy się w święta. ❄️ W „Miłości w Krainie Czarów” znajdziecie także brytyjską reprezentację osób ciemnoskórych, czego nie doświadcza się zbyt często, więc bardzo się cieszę, że występuje na polskim rynku.

Czy książka młodzieżowa może być ciekawa dla dorosłego czytelnika? Czy książka o rozkwitającej miłości może być przewidywalna, a jednocześnie wielokrotnie zaskakiwać? Abiola Bello udowodniła mi, że tak. Jako osoba dorosła (według rocznika 😉) poczułam się znów jak nastolatka. Bardzo szybko weszłam w skórę bohaterów i przeżywałam wszystko razem z nimi. I powiem Wam, że niejednokrotnie miałam wrażenie, że Ci młodzi, stojący na progu dorosłości wykazują się większą dojrzałością, niż co niektórzy dorośli. Owszem, były też sytuacje jasno wskazujące na ich wiek, ale jakoś wyraźniej przebijała się odpowiedzialność i mądrość. Wątek rodzącego się uczucia był dość przewidywalny (to chyba już taka cecha tego gatunku), ale droga od pierwszego do ostatniego rozdziału już taka schematyczna nie jest. Wiele razy autorce udało się mnie zaskoczyć, co bardzo uatrakcyjniło mi czas spędzony w Krainie Czarów. W książce pojawiają się też trudniejsze tematy, nie są one jednak mocno rozwinięte. A to akurat uważam za ogromną zaletę i już tłumaczę dlaczego. „Miłość w Krainie Czarów” to książka świetnie nadająca się do czytania w okresie świąt Bożego Narodzenia. Jest to magiczny czas, kiedy lubimy, chociaż przez chwilę nie myśleć o problemach, prawda? Dzięki takiemu zabiegowi autorki możemy cieszyć się przyjemną i lekką lekturą bez poczucia przygnębienia. Książkę oczywiście polecam.

„Miłość w Krainie Czarów” to świąteczno-romantyczna historia napisana z perspektywy Treya i Ariel. Trey jest popularnym chłopakiem, synem właścicieli małej księgarni, a Ariel dziewczyną z duszą artystki i kilkoma nadprogramowymi kilogramami. Rodzina Treya mierzy się z problemami finansowymi i dalsze funkcjonowanie rodzinnej księgarni o nazwie „Kraina czarów” jest zagrożone. Akcja toczy się w Londynie, gdzie Trey i Ariel uczą się w Corden College. Oboje są ciemnoskórzy, kochają hip hop i książkę, wszystko inne ich różni, a szczególnie miejsce jakie zajmują w hierarchii towarzyskiej. Książka ma swój specyficzny vibe, każdy rozdział rozpoczyna się tytułem hip hopowej piosenki świątecznej. Znajdziemy tam także typowe problemy z jakimi mierzą się młodzi ludzie niezależnie od koloru skóry czy miejsca zamieszkania takie jak hejt, rozterki miłosne, problemy z rodzicami. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, myślę że wyróżnia się swoimi klimatem, jest ciepła i rodzinna. Lubię różnorodność więc dla mnie była to miła odmiana i dobrze spędzony czas!

Dwie różne osobowości, imprezowicz i skryta malarka, bożyszcze szkolnej śmietanki towarzyskiej i dziewczyna, która obserwuje wszystko z ubocza. Od samego początku będą się ze sobą ścierać. Ale może wspólny cel ich zbliży? Świetnie napisana książka o pokonywaniu barier, o wspieraniu lokalnej społeczności, o kreatywności i przełamywaniu uprzedzeń. Ciepło może na Was spłynąć nawet w najbardziej mroźne dni roku, a solidarność bliskich ludzi odbuduje każdą pewność siebie.

Księgarnia, Boże Narodzenie i świąteczna playlista – czy może być coś lepszego jako tło do młodzieżowego romansu? Nie wydaje mi się. „Miłość w Krainie Czarów” to ciepła i otulająca książka dla młodzieży właśnie na świąteczny czas. Księgarnia „Kraina Czarów” należy do rodziny Treya odkąd założył ją jego dziadek. Jest to prywatna i mała księgarnia prowadzona całkowicie przez czarnoskórą rodzinę. Trey pomaga rodzicom w biznesie jednak sam marzy o innej karierze. Ariel jest uzdolnioną plastycznie młodą dziewczyną, trochę outsiderką. Gdy potrzebuje pieniędzy na czesne, aby opłacić warsztaty plastyczne, kieruje się do księgarni rodziców Treya w nadziei, że dostanie tam pracę. Nie wie jednak, że księgarni grozi bankructwo. Na dodatek tata Treya ma wypadek. Ariel razem z Treyem postanawiają za wszelką cenę ratować księgarnię. Początkowo miała trochę problemy, żeby wejść w rytm tej książki. Ciężko mi było polubić głównych bohaterów, tym bardziej że moje pierwsze wrażenie o tej książce było takie, że jest płytka. Jednak w trakcie czytania to się zmieniło. Historia rozwinęła się w dosyć ciekawy sposób. Nawet rozdziały, które zaczynały się tytułem świątecznej playlisty Trey czy Ariel zaczęły mi się podobać, choć ja dalej pozostaję przy klasykach. Im dalej czytałam, tym bardziej czułam magię świąt. Na pewno po tej książce zostało mi miłe wrażenie. Była bardzo przyjemna i nieprzekombinowana, taka prosta świąteczna historia.

Moja pierwsza w tym sezonie świąteczna historia. I jakże słodka i otulająca opowieść mi się trafiła. Ciągnie mnie już do tych świątecznych tytułów, więc namiętnie wyczytuję te z tbru, które nie są z tej kategorii. Tutaj mamy wszystko czego trzeba świątecznym, słodkim opowieściom. Mamy księgarnię, mamy paczkę znajomych, mamy świąteczny Londyn i łączenie sił by uratować podupadający biznes. . Nie ma co udawać, że schemat jest jakiś wyszukany, bo nie jest. Nie oznacza to jednak, że nie jest to super historia. Otula, napawa nadzieją i podnosi na duchu. Czy może być coś bardziej przyjemnego i wzruszającego niż obserwowanie jak ludzie, nawet się dobrze nie znając łączą siły w przypływie świątecznej magii? Na próżno tu szukać realizmu, bo mało prawdopodobne, by nastolatkom udało się przekonać światowej sławy piosenkarkę do wsparcia małej księgarni, ale czy nie na tym polega moc świąt? Chyba możemy przymknąć na to oko w imię dobra tej powieści? Uwielbiam takie odrealnione, cozy historie w tym świątecznym czasie. Do tego to wszystko dzieje się w miłosnej oprawie, bo obserwujemy jak Triel i Ariel mają się ku sobie. Czy magia świąt zadziała i popchnie ich w swoje ramiona? . Ważną kwestię poruszyła tu autorka. Małe, rodzinne biznesy, takie jak księgarnia rodziny Treya w obecnym świecie nie mają łatwo. Ciężko jest przetrwać w otoczeniu wielkopowierzchniowych sieci, które stać na wahania rynku. Pokazuje na jakie kroki czasami muszą decydować się właściciele. Jeśli macie więc ochotę na iście filmową opowieść o miłości zrodzonej przy wielkich ideach to zachęcam Was do sięgnięcia po tę pozycję.

Kojarzycie filmy, które wychodzą na święta. Trącą romantycznym klimatem, magią świąt, cudami, które nijak mają się do rzeczywistości, ale robią taki ciepły okład na serduchu i od razu dni stają się lepsze, a przynajmniej te kilka godzin. No właśnie, ta książka taka jest jak romantyczny, ciepły film w grudniowy śnieżny wieczór. Ariel i Trey. Dwie różne historie i muzyka płynąca w tle. Walka o to co się kocha przeradza się w niezwykłą przyjaźń... Tak ta historia trąci spokojem, nerwowością i toksycznością. Jak wiemy w środowisku nastolatek to Ci najpopularniejsi są najgorsi, a tutaj zderzenie światów. Co podobało mi w bohaterach – to jak bardzo emocjonalnie się do siebie przywiązali. Mam pewien zarzut w ich relacji, ponieważ niestety jest jednostronna. Ariel – tak ma czerwone włosy jak syrenka – jest przemiłą i kochaną osobą, która pomaga ludziom bezinteresownie nie zważając na swoje potrzeby. Trey nie czarujmy się jest nie miły, arogancki – no ale z kim przystajesz takim się stajesz. Jego głupota mnie miejscami zadziwiała. Ich problemy są wszystkim znane, wywołują emocje i mamy klimat typowej angielskiej szkoły: śmietanka i reszta. Dwie strony barykady. Fabuła miejscami się nie kleiła i tłumaczenie. Jednak słowo “tato” będzie mnie drażnić do końca życia w szczególności powielone po tysiąc krotność na jednej stronie. Masakra! Jest tyle pięknych synonimów, zdrobnień tego słowo no ludzie proszę miejmy na uwadze ludzi takich jak ja. Wracając do fabuły jest słodka niczym pianki z ogniska. Oczywiście musiał zostać poruszony obraz mniejszości narodowej. Natomiast zrobili to tutaj w charakterystyczny i miły sposób. Uroczo, słodko i do oderwania się na jeden wieczór. Ta historia zostanie ze mną na dłużej, przez słowo “tato” na pewno, ale też przez jej klimat. Jako typowy Grinch nie pałający miłością do świąt to dałam się wciągnąć w ten zwariowany czas. Chociaż ja chyba wolę morderstwa w tle i krew. Zdecydowanie! Taka otoczka świąt jest najlepsza. Wszystkie fanki słodkich nastoletnich romansideł to coś dla Was! Ja jestem za stara na takie książki, ale przyjemnie się było oderwać.

Kojarzycie filmy, które wychodzą na święta. Trącą romantycznym klimatem, magią świąt, cudami, które nijak mają się do rzeczywistości, ale robią taki ciepły okład na serduchu i od razu dni stają się lepsze, a przynajmniej te kilka godzin. No właśnie, ta książka taka jest jak romantyczny, ciepły film w grudniowy śnieżny wieczór. Ariel i Trey. Dwie różne historie i muzyka płynąca w tle. Walka o to co się kocha przeradza się w niezwykłą przyjaźń... Tak ta historia trąci spokojem, nerwowością i toksycznością. Jak wiemy w środowisku nastolatek to Ci najpopularniejsi są najgorsi, a tutaj zderzenie światów. Co podobało mi w bohaterach – to jak bardzo emocjonalnie się do siebie przywiązali. Mam pewien zarzut w ich relacji, ponieważ niestety jest jednostronna. Ariel – tak ma czerwone włosy jak syrenka – jest przemiłą i kochaną osobą, która pomaga ludziom bezinteresownie nie zważając na swoje potrzeby. Trey nie czarujmy się jest nie miły, arogancki – no ale z kim przystajesz takim się stajesz. Jego głupota mnie miejscami zadziwiała. Ich problemy są wszystkim znane, wywołują emocje i mamy klimat typowej angielskiej szkoły: śmietanka i reszta. Dwie strony barykady. Fabuła miejscami się nie kleiła i tłumaczenie. Jednak słowo “tato” będzie mnie drażnić do końca życia w szczególności powielone po tysiąc krotność na jednej stronie. Masakra! Jest tyle pięknych synonimów, zdrobnień tego słowo no ludzie proszę miejmy na uwadze ludzi takich jak ja. Wracając do fabuły jest słodka niczym pianki z ogniska. Oczywiście musiał zostać poruszony obraz mniejszości narodowej. Natomiast zrobili to tutaj w charakterystyczny i miły sposób. Uroczo, słodko i do oderwania się na jeden wieczór. Ta historia zostanie ze mną na dłużej, przez słowo “tato” na pewno, ale też przez jej klimat. Jako typowy Grinch nie pałający miłością do świąt to dałam się wciągnąć w ten zwariowany czas. Chociaż ja chyba wolę morderstwa w tle i krew. Zdecydowanie! Taka otoczka świąt jest najlepsza. Wszystkie fanki słodkich nastoletnich romansideł to coś dla Was! Ja jestem za stara na takie książki, ale przyjemnie się było oderwać.

✨️❄️ 𝔀𝓪𝓵𝓴𝓲𝓷𝓰 𝓲𝓷 𝓪 𝔀𝓲𝓷𝓽𝓮𝓻 𝔀𝓸𝓷𝓭𝓮𝓻𝓵𝓪𝓷𝓭...❄️✨️ Dzisiaj swoją premierę ma moje ostatnie książkowe zauroczenie - "Miłość w Krainie Czarów". Chyba nie mogłabym wyobrazić sobie lepszej pogody do pisania tej recenzji - za oknem spokojnie pada śnieg, w tle leci świąteczna muzyka, a dookoła pachnie mandarynkami... Jeśli jesteście tu ze mną już od dłuższego czasu, powinniście wiedzieć, że dosyć wcześnie włączam ten "świąteczny tryb" - od początku listopada nucę Last Christmas! W tym roku jednak jakoś nie mogłam poczuć tego klimatu, ale na szczęście zjawiła się "Miłość w Krainie Czarów " i mi w tym pomogła! W tej świątecznej historii poznajemy losy Treya i Ariel. On to jeden z najbardziej popularnych chłopaków w szkole, który jednak ma swoje drugie oblicze - uwielbia śpiewać, a w wolnych chwilach pomaga rodzicom w prowadzeniu małej, rodzinnej księgarni. Ariel z kolei jest kreatywną artystką, outsiderką, która kiedyś wzdychała w duchu do Treya. Ich znajomość początkowo zaczyna się dosyć niekorzystnie (tak jest, mamy tutaj motyw enemies to friends to lovers, z wieloma zawirowaniami!), z czasem jednak zaczyna łączyć ich chęć walki o dobro i przetrwanie upadającej księgarni... Czy uda im się uratować Krainę Czarów? Mogę Wam z całego serca polecić ten tytuł, a nawet zapewnić, że nie znajdziecie lepszego lekkiego, ciepłego romansu na święta! Oczywiście, jest on dosyć przewidywalny i spokojny, ale przecież to właśnie takie tytuły są idealne na święta! "Miłość w Krainie Czarów " , tak jak sam tytuł sugeruje, oczaruje Was swoją atmosferą i ogrzeje jak ciepły kocyk w zimowe dni. Śmiało mogę stwierdzić, że jest to taka świąteczna komedia romantyczna w książkowej wersji. Jest urocza (ale bez ckliwości i przesady), wartościowa (porusza bowiem istotne kwestie), a przede wszystkim niesamowicie komfortowa. Błyskawicznie wciągnęłam się w losy głównych bohaterów, których nie da się nie lubić, a wątek ratowania księgarni szybko stał się moim ulubionym. Dodatkowego smaczku dodają tutaj wzmianki muzyczne - znajdziecie nawet świąteczne playlisty naszych bohaterów! Jeśli szukacie jakiejś lekkiej, ale dobrej książki na nadchodzący czas - właśnie taką znaleźliście!

Książkę czytałam w wersji pdf, bo jak najszybciej chciałam ją poznać, a ostatnio dotarł do mnie egzemplarz papierowy. I muszę przyznać, że jest to jedna z najpiękniejszych okładek, które widziałam w ostatnim czasie. A jak z treścią? Muszę przyznać, że odjąć kilka szczegółów, to też jest świetnie. Zaczynając może od minusów, bo znalazłam tylko dwa - bohaterowie są według mnie nieco infantylni i muszę przyznać, że lekko mnie denerwowali. Z jednej strony super, bo wzbudza różnorodne emocje. Z drugiej serio, no szczególnie jedna perspektywa brzmiała, jakby to były dzieciaki 🫣 Chociaż faktycznie bohaterowie nie są dorośli, więc może po prostu zapomniałam, jak to jest być młodym. To mocno indywidualne odczucie, więc myślę, że dla wielu osób to będzie okej. Książka jest bardzo wciągająca, ma przyjemny styl pisania, który jest dość lekki, taki "swobodny". Wzbudza wiele emocji, pozytywnych, negatywnych, ale mimo wszystko różnych. Bohaterowie w dużej części są czarnoskórzy, dbają też o swoją historię, podkreślają to kim są. To cudowny element tej całej historii. Nie można jej też odmówić świetnych relacji dziecko-rodzic. Obie strony dbają o siebie nawzajem, mamy tu pełno uczuć, miłości, dbania o siebie. Myślę, że jednym z najważniejszych elementów jest tu też toksyczny związek, w którym tkwi jeden z bohaterów. Ciekawe rozwinięcie postaci w ciągu całej książki, widać jaki progres przeszli przez całą historię i jak zauważają to, nad czym powinni pracować.

Świątecznych opowieści nigdy za wiele. Zwłaszcza gdy wyróżniają się oryginalną historią oraz ciekawymi bohaterami. „Miłość w Krainie Czarów” to doskonały przykład książki nie tylko dla młodzieży, o tym jak stereotypy oraz rasowe uprzedzenia, komplikują nasze wzajemne relacje. Zbliżają się święta. Pierwsza i niezależna księgarnia „Kraina Czarów” należąca do czarnej rodziny na Stoke Newington High Street nie ma powodów do radości. Konkurencja obiera im coraz więcej klientów.  Miejsce to jest rodzinną spuścizną najprzystojniejszego i najpopularniejszego chłopaka z college Treya. Została założona przez dziadka, a obecnie powoli popada w problemy finansowe. Widmo jej zamknięcia zaczyna być coraz bardziej realne. W tej całej krytycznej sytuacji pojawia się nadzieja, która przybiera postać outsiderki Ariel. Dziewczyna potrzebuje pracy, by opłacić naukę w szkole artystycznej.  Podejmuje więc pracę w małej popadającej w zapomnienie księgarni. W ten sposób drogi Treya i Ariel zaczynają się przecinać, a początek ich znajomości nie należy do udanych. Mimo fatalnego dla nich początku prawdziwa miłość zjawi się w najmniej spodziewanym momencie.

Niezrównany klimat, który wprowadził mnie w świąteczny czas bardzo szybko. Książka sprawiła, że czekam z utęsknieniem na święta. Trey wraz z rodziną prowadzi niezależny mały biznes, jakim jest biblioteka ,,Kraina Czarów". Interes jest przekazywany z pokolenia na pokolenie dlatego tak bardzo nie mogą pogodzić się ze strata. Biblioteka bankrutuje. Malo klientów-mały zysk. Ariel, czerwonowłosa dziewczyna szuka pracy. musi poradzić sobie z opłaceniem studiów artystycznych. Dużym przypadkiem Ariel trafia na bibliotekę i tez przypadkiem zaczyna tam prace. Czy te dwie zabłąkane dusze znajdą siebie nawzajem i przede wszystkim - czy ocalą bibliotekę. Romansy typu hate-love są moim ulubionym typem romansów i tu także się nie zawiodłam. Przeniosłam się do książki z magicznym klimatem i szybko znalazłam tam swoje miejsce pośród przygotowań do swiat i zmagań głównych bohaterów. Książka jednak (co jest dla mnie minusem) nie sprawiła, że poczułam więź z bohaterami. Oczywiście związałam się z nimi, jednak niedostatecznie żeby przeżywać razem z nimi zachwyty i porażki. Po przeczytaniu całej powieści nie czułam nic w stylu kaca czytelniczego i nie myślałam o książce po jej przeczytaniu. Moja reakcja było "o, okej. Przeczytałam". I praktycznie od razu zajęłam się inną książką. Jednak to nie sprawiło, że nie bawiłam się dobrze czytając. Śledzenie losów Treya i Ariel przyniosło mi miłe odrealnienie od rzeczywistości i lekko przepływałam przez fabułę. Książkę jak najbardziej mogę polecić fanom słodkich romansów i klimatu swiat. -Miśka

,,Miłość w Krainie Czarów" od @wydawnictwoliterackie to książka, która mi się BARDZO spodobała! Głównie za sprawą zimowo- świątecznego klimatu w niej panującego, jak i tematyki książek i akcji osadzonej w klimatycznej księgarence od lat prowadzonej przez tą samą rodzinę. Spodobała mi się również dzięki artystycznej duszy głównej bohaterki, która nadaje tej powieści charakteru już od pierwszej strony oraz dzięki temu, że podczas lektury mogłam się cofnąć do czasów kiedy sama byłam w szkole średniej... Trey to popularny przystojniak w szkole, wolne popołudnia spędza w rodzinnej księgarence - Krainie Czarów, która niestety coraz gorzej radzi sobie w obliczu konkurencji. Ariel to utalentowana dziewczyna o artystycznej duszy, która pilnie potrzebuje pieniędzy na realizację swojego największego marzenia. Ich losy przeplatają się za księgarską ladą Krainy Czarów, gdzie wspólnymi siłami będą starać się uchronić ją przed zamnięciem... Czy uda im się ocalić rodzinny biznes a moze nawet dostać od życia coś więcej? [Współpraca recenzencka] Wydawca: @wydawnictwoliterackie Data premiery: 22.11.2023

Kolejna perełka od Wydawnictwa Literackiego. Tym razem świąteczna! Porozmawiamy. [Współpraca reklamowa z @wydawnictwoliterackie] Bardzo młodzieżowy język i klimat. Lekka historia ze świętami w tle. W dodatku spora część akcji dzieje się w małej, rodzinnej księgarni. Do tego bohaterzy, których da się lubić i szybko chce się poznać finał ich historii. To nieoczywista opowieść, w której niezwykle ważny jest klimat oczekiwania na święta. Akcja toczy się w okresie wzmożonego ruchu, kiedy wszyscy rozpoczynają poszukiwania prezentów gwiazdkowych. To właśnie w tym czasie klaruje się główny motyw – wspólna walka dwójki znajomych o dalsze losy „Krainy Czarów”. Ona potrzebuje pracy. On chce pomoc rodzicom ratować upadający interes. Autorka zawarła w powieści piękne przesłanie, aby walczyć o rzeczy, które kochamy. Przyjemna, rodzinna atmosfera. Wątek romantyczny oparty na poznawaniu się znajomych ze szkoły. Ciekawe kreacje bohaterów – każdy z nich zupełnie inny z wartościami i pasjami. Plusik za fajny pomysł w postaci nazw rozdziałów – tytuły piosenek z playlist Ariel i Treya. Znajdziesz tutaj: 📚 podupadającą rodzinną księgarnię 📚 dual POV 📚 świąteczny klimat 📚 popularnego chłopaka i artystkę

Nic lepiej nie wprowadza w świąteczną atmosferę niż świąteczny romans! Rodzinna księgarnia Andersonów jest na skraju bankructwa. Konkurencja przejęła większość klientów dzięki znacznie niższym cenom i licznym promocjom a miejscowy developer czai się tuż za rogiem, by wykupić należący do nich budynek i zakończyć historię wielopokoleniowego biznesu. Trey, który do tej pory nie doceniał tego miejsca zaczyna rozumieć, jak wiele może stracić jego rodzina i nie zamierza stać bezczynnie. Ariel od dziecka marzyła o prestiżowej uczelni artystycznej, w której uczył się jej tata. Choć jego już nie ma, marzenie pozostało. Dziewczyna musi znaleźć pracę by być w stanie pokryć ogromne czesne i zrobi wszystko co w jej mocy, by osiągnąć swój cel. Połączy ich Kraina czarów. Okej. Co my tu mamy? Miłość w Krainie Czarów co nie trudno zgadnąć to nastoletni romans hate-love z książkami i sztuką w tle, osadzony w scenerii Londynu. Dwoje młodych ludzi walczy o swoje marzenia wspierając się w dążeniu do celu i choć początki mają niełatwe z dnia na dzień dogadują się coraz lepiej. Muszę jednak przyznać, że choć czytało mi się bardzo przyjemnie, ponieważ to książka z kategorii „lekka, łatwa i przyjemna” to jednak jest to powieść niezwykle szablonowa. Chyba liczyłam na coś więcej i dlatego jestem trochę rozczarowana. Główni bohaterowie wpisują się idealnie w gusta współczesnych czytelników – on jest przystojny ale inteligentny, czuły i dobry ale nieco wstydliwy, ona – niezwykle utalentowana z zaniżoną samooceną, ale nim dotrzemy do końca książki pokocha samą siebie i zrozumie swoją wartość. Widzicie o czym mówię? Niestety zaczynając czytać miałam również wrażenie, że książka nieco trąci rasizmem, akcja toczy się w dość hermetycznym środowisku czarnoskórych mieszkańców Londynu i w pewnym momencie naprawdę mentalnie spodziewałam się wywieszki „białym wstęp wzbroniony”. Na szczęście z czasem to się nieco wygładza i autorka płynnie przechodzi do #blacklivesmatter, które to hasło przyświeca całej powieści i zostaje zaprzęgnięte przez głównych bohaterów do promowania „czarnego biznesu”* i zyskania odpowiedniego rozgłosu w mediach. Nie będę ukrywać, że według mnie książka trochę promuje niewłaściwe wzorce zachowań. Źle zarządzana, nierentowna księgarnia, do której prowadzenia najwyraźniej żaden z członków rodziny nie ma ani talentu ani serca jest reanimowanym trupem. Z opisów wynika, że już dawno powinna była upaść, jednak Andersonowie ciągają ją za sobą niczym zwłoki na sznurku, które nagle uzdrowić ma zbiórka na gofundme. Czy to szczytny cel? Nie mam nic przeciwko zbiórkom pieniędzy na osoby, którym życie się wywróciło do góry nogami, ale trochę dziwi mnie ogólnonarodowa zbiórka na rzecz złych decyzji finansowych i kiepskiego zarządzania sklepem. Pieniądze, które uzbierają mają pokryć bieżące wydatki i zaległe rachunki, a co potem? Kiedy opadnie medialny szum i focia pod sławną księgarnią przestanie być modna w social mediach, a tłumy przestaną walić drzwiami i oknami, żeby podziwiać Treya lub mural namalowany przez Ariel, kto wtedy będzie opłacał im czynsz? Oczywiście możemy się spierać, każdy interpretować może tekst powieści inaczej i jest to moje całkowicie subiektywne spojrzenie na ten temat. Finalnie daję 6/10, jeśli nie zagłębiać się w motywację i moralność zachowań bohaterów Miłości w Krainie Czarów to mamy tu lekki i przyjemny nastoletni romans w otoczeniu książek i magii Bożego Narodzenia. Proste czytadło, które przypomni o magii świąt i zapewni przyjemny wieczór z książką. *Czarny biznes to określenie z książki nie przejaw rasizmu Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu #współpracarecenzencka #współpracareklamowa #współpracabarterowa

"Miłość w Krainie Czarów" to lekka i przyjemna świąteczna lektura. Dobrze mi się ją czytało. Spodobał mi się pomysł na fabułę - przede wszystkim dotyczy ratowania księgarni. Plan ratunkowy jest kreatywny, cieszy się sporym odzewem wielu ludzi, choć nie bardzo rozumiałam cały czas podkreślanie "czarność" księgarni oraz bohaterów. Wg mnie to nie zmienia jakimi są osobami, więc jeśli przedstawiając postacie zaznaczy się różne cechy charakteru, wyglądu czy pochodzenia to chyba wystarczy. Jest to teoretycznie uroczy romans. Ariel pomaga Treyowi ratować rodzinny interes i przy okazji się zbliżają do siebie. Wszystko pięknie, gdyby nie to że Trey ma dziewczynę. Bardzo nie podobało mi się w jaki sposób potraktowali Blair. Chociaż nie polubiłam tej bohaterki, nie uważam, że powinno się kogokolwiek potraktować w taki sposób. Niepoprawnie romantyczna, bożonarodzeniowa historia miłosna, która jednocześnie opowiada o zdradzie emocjonalnej, nie fajnym traktowaniu swojej partnerki i w efekcie zostawienia jej dla drugiej dziewczyny? Jak dla mnie to nie jest spoko. Gdyby nie ten wątek, książka podobałaby mi się o wiele bardziej. Jest naprawdę fajnie napisana, dotyczy księgarni, postaci da się lubić i łatwo się w nią wciągnąć. Niestety jak dla mnie pewne rzeczy są nie do zaakceptowania. Jeśli wam to nie przeszkadza, to myślę, że książka przypadnie wam do gustu.

Ciekawy powieść autorki nigeryjskiego pochodzenia urodzonej w Londynie. Idealna książka na ten przedświąteczny czas. Pokazuje silę tkwiącą w relacjach międzyludzkich, w rodzinie. Dużo w niej ciepła, miłości, dobroci i nadziei. Duże skupienie na bohaterach i tym co się z nimi dzieje, co się w nich dzieje. Fabuła mało skomplikowana i właściwie szybko można się domyślić zakończenia, jednak mimo to czyta się ją z zaciekawieniem. Będzie dużo emocji, wzruszeń i poruszeń. Nastoletnich dylematów i kłopotów. Właśnie to spodobało mi się najbardziej. Książkę przeczytałam w jeden wieczór i wiem, że był to dobry, magiczny czas. Mamy Londyn i czasy współczesne. To właśnie tutaj mieszka rodzina Treya. Od lat prowadzą rodziny interes o nazwie „Kraina czarów”, czyli księgarnię z ogromną ilością książek. Starają się jak mogą, aby ich biznes nie splajtował, jednak nadchodzą ciężkie czasy i kłopoty ze spłatą kredytu. Potrzebny jest jakiś cud aby przetrwać to wszystko. Na szczęście nadchodzą Święta, a to przecież czas cudów. Poznamy bardzo skrytą, zakompleksioną i piekielnie uzdolnioną młodą dziewczynę o czerwonych włosach. To Ariel. Jest bardzo bystra, dobra i niebywale kreatywna. Marzy się jej nauka w Artists Studio. Chcąc pozyskać pieniądze na czesne szuka pracy. Ta historia mnie otuliła swoją naturalnością i prawdą. Dała nadzieję w lepsze jutro i wiarę w ludzi. Uśmiechałam się czytając. Idealna lektura dla młodzieży, ale nie tylko. P O L E C A M 🙂

“Miłość w Krainie Czarów” I rzeczywiście akcja dzieje się w Krainie czarów, ponieważ właśnie taką nazwę nosi rodzinna księgarnia głównego bohatera, Treya. Niestety księgarnia ma duże problemy, a suma do zapłaty nie jest mała. Na pomoc przyjdzie mu Rudowłosa malarka, Ariel, która zaczyna prace w tym małym rodzinnym interesie.... Ale co wydarzy się dalej, tego już nie powiem, przekonajcie się sami sięgając po Miłość w Krainie Czarów. Co do książki, naprawdę dobrze się bawiłam, lekka i przyjemna na zimowe wieczorki. Czytając tę książkę, czułam ten wykreowany przez autorkę świąteczny klimat, widziałam te piękne ozdoby na ulicach oraz co bardzo mnie ucieszyło “książkowy” motyw przewodni (dobrze odmieniłam? heheh) Fajny pomysł na miejsce akcji, a mianowicie sama księgarnia. Nie było to nudne miejsce, wręcz przeciwnie (zdradzę, że nawet odbyła się w niej impreza ) Postacie nie były nudne, a relacje pomiędzy nimi nie były takie proste jak można się spodziewać. Tutaj relacje pomiędzy bohaterami, bo co tu ukrywać jak sam tytuł już nam o tym mówi, nie przerodziły się od razu w idealny związek, ale też nie chcę tutaj za bardzo zaspoilerować, dlatego przestane już o fabule Ja jestem osobiście miło zaskoczona tą pozycja, okazała się ona idealną książka na święta, nie wymaga ona dużej koncentracji, dlatego z łatwością można przy niej odpocząć i dać się porwać w tą magiczną historie.

Czytałam ją w wersji pdf, bo jak najszybciej chciałam ją przeczytać, a dziś dotarł do mnie egzemplarz papierowy. I muszę przyznać, że jest to jedna z najpiękniejszych (wyglądowo) książek. Muszę przyznać, że odjąć kilka szczegółów, to też jest świetnie. Czytając ją robiłam sobie tabletkę i zaczynając może od minusów, bo znalazłam tylko dwa - jeden bohaterowie są według mnie nieco infantylni i muszę przyznać, że lekko mnie denerwowali. Z jednej strony super, bo wzbudza różnorodne emocje. Z drugiej serio, no szczególnie jedna perspektywa brzmiała, jakby to były dzieciaki 🫣 Chociaż faktycznie bohaterowie nie są dorośli, więc może po prostu zapomniałam, jak to jest być młodym 🫣 Z plusów - jest mega wciągająca, ma przyjemny styl pisania, który jest dość lekki. Wzbudza wiele emocji, pozytywnych, negatywnych, ale mimo wszystko różnych. Bohaterowie w dużej części są czarnoskórzy, dbają też o swoją historię, podkreślają to kim są. To cudowny element tej całej historii. Nie można jej też odmówić świetnych relacji dziecko-rodzic. Obie strony dbają o siebie nawzajem, mamy tu pełno uczuć, miłości, dbania o siebie. Myślę, że jednym z najważniejszych elementów jest tu też toksyczny związek, w którym tkwi jeden z bohaterów. Ciekawe rozwinięcie postaci w ciągu całej książki, widać jaki progres przeszli przez całą historię.

Trey jest królem szkoły – przystojny, popularny, z wspaniała dziewczyną u boku. Jednak popołudnia spędza w niezależnej rodzinnej księgarni: Krainie Czarów. Krótko przed Świętami dowiaduje się, że rodzinny biznes jest w opałach i czas który chciał wykorzystać na młodzieżowych rozrywkach, będzie zmuszony spędzić za ladą księgarską. Ariel natomiast jest typową artystką – włosy zafarbowała na czerwono niczym Rihanna, wiecznie jest pobrudzona farbą, a do tego raczej nie jest popularna w szkole. Jej marzeniem jest dostanie się do szkoły artystycznej, w której uczył się jej ojciec. Wpisowe do szkoły jest jednak poza możliwościami rodziny dziewczyny. Ariel szuka więc pracy i trafia do Krainy Czarów. Zbiegiem okoliczności dostaje w niej pracę, i mimo niechęci oraz nieporozumień między dwójką nastolatków, próbują oni znaleźć sposób na uratowanie księgarni. Czy w Krainie Czarów zadzieje się magia na Boże Narodzenie? To była pierwsza książka świąteczna jaką przeczytałam w tym roku (i póki co zanosi się, że jedyna 😜). Historia Trey’a i Ariel jednak mnie nie zaczarowała. Owszem, była przyjemna. Owszem, trochę czułam klimat świąt. Ale to było chyba dla mnie za mało. Podobała mi się za to styl napisania „Miłości w Krainie Czarów”. Do każdego rozdziału była przypisana świąteczna piosenka i można było sobie stworzyć taki swoisty soundtrack pod lekturę. Sama historia była w jakiś sposób urocza i przecinające się ścieżki głównych bohaterów wprawiały serce w mocniejsze bicie, ale jednak nie byłam oczarowana. Ariel musiała się zmagać z plotkami, Trey sam nie wiedział do końca czego chce, a w tle mieliśmy ich znajomych, którzy niby pomagali, ale nie do końca. Abiola Bello napisała romans jakich wiele, świąteczny klimat był w nim obecny, ale historia jest bardzo luźno powiązana z tym okresem. No cóż. Może wy dacie się oczarować bardziej 😊

"Miłość w Krainie Czarów" to książka o miłości, przyjaźni, ale przede wszystkim o walce o marzenia. Kraina Czarów to rodzinna księgarnia stworzona przez pradziadka Treya, przechodząca z pokolenia na pokolenie. Młodzieniec jednak ma inny plan na siebie i nie planuje poświęcać swojego czasu na rodzinny interes, do momentu, aż dowiaduje się o finansowych problemach rodziców. Sytuacja wymusza na nich sprzedanie Krainy Czarów. Trey robi wszystko, aby do tego nie doszło. Ariel to artystyczna dusza. Jej marzeniem jest uczyć się w Artists' Studio, jak jej zmarły ojciec. Niestety koszty są zbyt duże, więc dziewczyna postanawia znaleźć pracę. Dzięki rozmowom ze znajomymi trafia do Krainy Czarów i oddaje tam całe swoje serce. Po "Miłość w Krainie Czarów" sięgnęłam pewnego wieczoru, żeby poczytać coś lekkiego w świątecznym klimacie (nie ukrywam, że w tym roku święta czuję już od końca października). No i tak z Let is snow w tle zaczęłam zagłębiać się w historię pewnej małej księgarni. Nie oczekiwałam za wiele po tej książce, ale już po pierwszych stronach wiedziałam, że będzie to fantastyczna przygoda! Historię mamy opisaną z dwóch perspektyw. Popularnego i przystojnego Treya Andersona oraz urodzonej artystki, która cały czas chodzi z brudnymi od farby spodniami, Ariel Spencer. Każdy rozdział rozpoczynamy od piosenki z playlisty bohaterów. Dzięki temu mamy skarbnicę fantastycznych piosenek na zimowe dni! Powieść czyta się błyskawicznie. Krótkie rozdziały oraz płynny styl autorki sprawiają, że książkę pochłania się w całości. Czytając ją nie raz miałam wypieki na twarzy. To ten rodzaj komfortowej historii, którą odczuwamy każdym nerwem w naszym ciele. Nie raz miałam ciarki na plecach, uśmiech na twarzy i błysk w oku. Po prostu pokochałam tę książkę 😍 Nie jest to powieść pełna zwrotów akcji. Jest ona przewidywalna i mało czym może zaskoczyć, ale to zupełnie nie ma znaczenia. Zapoznając się z nią wnikamy w świat sztuki, książek, miłości. Uważam, że jest to idealna książka na zimowe chwile. Polecam ją do przeczytania w grudniowy wieczór. Wyobraźcie sobie padający śnieg za oknem. Poczujcie zapach świeczki i ciepło koca. Upijcie łyk świątecznej herbaty i zatopcie się, jak ja w historię Treya i Ariel. ❤️

📚 „Miłość w Krainie Czarów” to bożonarodzeniowy romans, którego akcja rozgrywa się głównie w księgarni. Poznajemy Treya, który swe popołudnia spędza w rodzinnej księgarni o nazwie Kraina Czarów. Jednak w Krainie Czarów nie jest kolorowo, gdyż obroty nie starczają na spłatę kredytu… W pewnym momencie, Kraina Czarów zyskuje nową pracowniczkę – Ariel, czerwonowłosą duszę artystyczną, która chce zarobić na wpisowe do Artist’s Studio. Choć Trey za nią nie przepada, dziewczyna ewidentnie ma smykałkę do sprzedaży książek, a ich wspólny wysiłek może stać się kluczem do uratowania księgarni. Czy zdołają przezwyciężyć wzajemną niechęć i uratować Krainę Czarów przed zamknięciem? „Miłość w Krainie Czarów” to pełna uroku opowieść o nastolatkach, którzy próbują stawić czoło trudnościom finansowym. Akcja rozgrywa się w księgarni, więc już samo to sprawiło, że pokochałam tę książkę! Mamy tutaj ukazaną siłę social mediów i jak wielką pomocą mogą się one okazać w sytuacjach takich jak ratowanie biznesu, co zdecydowanie dodaje powieści nowoczesności. Podoba mi się to, że w książce jest podwójna narracja, dzięki której można poznać emocje i zagłębić się w historię zarówno z perspektywy Treya, jak i Ariel. Świąteczny nastrój doskonale wpisuje się w aktualną, grudniową aurę, a tytuły świątecznych piosenek przy każdym rozdziale dodają lekturze uroku. 🥰 🎄 „Miłość w Krainie Czarów” to nie tylko romans, ale także opowieść o pasji, współpracy i magii, jaką niesie ze sobą wspólne działanie. To idealna książka dla miłośników romantycznych powieści w bożonarodzeniowym klimacie! [współpraca]